DEPRESJA PRZEKLEŃSTWO CZY WYBAWICIELKA? CZ. 2

Opowiem Ci historię pewnej małej dziewczynki, która doświadczyła depresji w różnej postaci.

Była sobie mała dziewczynka, która urodziła się w bardzo małej miejscowości. Miała trudne dzieciństwo, często była smutna, niezrozumiana, rodzice byli bardzo surowi. Nie miała wsparcia w rodzicach, ani w szkole. W szkole nie miała za wielu kolegów.
Dobrze, że miała młodszą siostrę, z którą razem się wspierały. Spotykały się w szkole z szyderstwem, wyśmiewaniem, popychaniem, przezywaniem. Nie było jej winą, że rodziców nie było stać na wiele rzeczy.
Często płakała do poduszki, chociaż nie zawsze mogła, to zaciskała zęby…
Bywały dni kiedy była tak zagubiona, samotna, smutna, spragniona miłości, ciepła, zrozumienia, opieki, a nie skórzanego paska, że pragnęła, aby ją stamtąd zabrano. Czasami modliła się do Boga, żeby ją zabrał, czasami sama myślał, aby odejść…
Tak mijały dni, miesiące i lata…
Jak była starsza i wiedziała, że będzie mogła sobie sama poradzić to chciała jak najszybciej wyrwać się z domu. Tylko nie wiedziała, że opuści dom w tak okrutny sposób.

Tak przetrwała do 16 roku życia. Szybko musiała wydorośleć, aby przetrwać. Tak naprawdę już w dzieciństwie pojawiały się elementy depresyjne z różnym natężeniem. Obciążenie genetyczne swoją stroną, ale środowisko, w którym żyła odcisnęło ogromne piętno na dalsze jej życie. Myśli samobójcze u małej siedmioletniej dziewczynki! Wyobraź sobie jak jej musiało być ciężko, skoro siedmioletnie dziecko myślało o odebraniu sobie życia, aby zakończyć ból i cierpienie. Jaka była bezsilna… Nie tylko jej, miała też rodzeństwo, któremu było równie ciężko.

Weszła w dorosłe życie, pozbawiona dzieciństwa, nie miała okresu buntu bo komu miała się buntować jak musiała sama się utrzymać w tak młodym wieku. Bardzo tęskniła za swoim rodzeństwem. Nigdy nie chciała wieść takiego życia jak w domu rodzinnym. wszystkiego musiała się sama nauczyć jako dorosłe dziecko. Uczyła się bardzo dobrze, nowe środowisko bardzo jej służyło. Poczuła się wolna i że może wszystko. Z czasem różne trudne sytuacje życia codziennego zaczęły się nawarstwiać. Było ich coraz więcej i więcej…

Do pewnego momentu, mając dwadzieścia kilka lat doświadczyła kryzysu egzystencjalnego (pisząc delikatnie). Wywołane trudnymi doświadczeniami i dniem codziennym, sytuacje doprowadziły, że każdego dnia zamykały się jej furtki i nadzieje, że będzie lepiej. Stan zobojętnienia do wszystkiego pogłębiał się z dnia na dzień, odczuwała, że jest jej wszystko jedno, czy przejedzie ją pociąg, czy zeżre tygrys. Czasami nawet tego oczekiwała, chciała… Myślała o odejściu...

Trudne doświadczenia z dzieciństwa, z przeszłości, trudne sytuacje życia bieżącego nie dawały się zapomnieć, sprawiały, że ogień życia zaczynał gasnąć z dnia na dzień, z minuty na minutę. Czuła, że coraz bardziej przybliża się w swoją mroczność, nie widząc jakiejkolwiek drogi, jakiegokolwiek ukojenia. Tylko ciemność, kości, zgliszcza i otchłań. Emocje były w ciemnych czeluściach, czy to radość, złość, gniew, cokolwiek. Totalna obojętność i ciemność. Świat widziała w czarnych kolorach, myśli skumulowane na negatywach i poczuciu bezsilności wobec coraz trudniejszej rzeczywistości.

Nie raz brakowało jej wiary w siebie, ale nie raz wstawała i szła dalej. Tym razem było inaczej...
Uciekała się w swoją otchłań beznadziejności, bezsilności, przygnębienia. Z każdej strony spotykała trudność, było jej wszystko jedno co się stanie. Popadła w stan całkowitej niemożności odczuwania czegokolwiek, brak jakiejkolwiek radości życia.
Towarzyszący bezustannie smutek wraz z lękiem, obniżoną samooceną, poczuciem winy i rezygnacji, pesymizmem, negatywnymi obrazami samej siebie, koszmarami nocnymi sprawiały, że ciężko było odróżnić co było tylko koszmarem a co jawą.
Co noc wracał koszmar, w którym ucieka przed oprawcą z siekierą.
Non stop była przemęczenie, brakowało jej chęci wykonania jakiegokolwiek działania, do wszystkiego musiała się zmuszać. Ciągłe problemy z pamięcią i koncentracją utrudniały funkcjonowanie.
Czuła się jak intruz, balast, śmieć…ktoś żyjący bez sensu....
Była bezsilna wobec wszystkiego i wszystkich, kompletna rezygnacja...opadała z sił.

Nic dziwnego, że była przemęczona skoro w dzień uciekała od siebie, a w nocy przed oprawcą. Sen dobrze nawiązuje do jej życia i intuicji, traktowania samej siebie.
Dobrze, że miała silną więź z drugą młodszą siostrą, która przeczuwała, że z siostrą dzieję się coś nie dobrego. Siostra i mama zaprowadziły ją do lekarza, który wypisał odpowiednie leki.

Leki pomogły jej stanąć na nogi, pomogły lecz na jakiś czas...
Wzięła swój bagaż i poszła dalej. Pojechała daleko, zacząć nowe życie…
Tak naprawdę nie miała świadomości co się z nią dzieję, wiedziała, że ma bliskich, ale nadal czuła coś nie tak, nie czuła zrozumienia. Gdzieś w głębi czuła coś nie tak...
Znowu nowe środowisko i nowe życie. Było całkiem dobrze, czuła się dobrze. Zdobywała nowe doświadczenia, nowe znajomości. Uczyła się, dokształcała, dbała o swój rozwój. Robiła wszystko, żeby było inaczej. Z czasem jej samopoczucie znowu zaczęło się pogardzać z dnia na dzień. Przestawała odczuwać minimalną radość nawet z pracy (którą lubiła). Taki mijały miesiące, ale przeszłość nie chciała odpuścić. Ciało ciągle przypominało, że coś dzieje. Często chorowała, bolała ją głowa, kręgosłup. Ciało bolało, płakało, krzyczało!!!

Nie zwracała uwagę na znaki. Intuicja i wewnętrzna jej siła krzyczały i pokazywały jej wielką moc, której się bała, odpychała.

Mówiła: „odejdź, nie chcę cię”. Sama przed sobą udawała, że jest dobrze.

To była forma utrzymująca, podtrzymująca przy życiu, jak respirator. Niby było dobrze, pracowała, coś robiła, ale z czasem bez entuzjazmu, mechanicznie próbując różnych automotywacji, autosugestii, które na nie wiele się zdały.

Wolne dni spędzała najczęściej w łóżku, zmiana nastrojów dawały się we znaki. Trudności dnia co dziennego, czasami ją przerastały. Objawy lękowe przybierały na sile. Z jednej strony ciało niedomagało, a z drugiej strony udowadniała sobie, że da sobie radę i nie będzie żyć jak żyła w domu rodzinnym. Walczyła szarpiąc się ze swoją przeszłością, którą wypierała, nie chciała pamiętać.

I chociaż nie była sama, to w środku czuła samotność, żal, pustkę, odludnienie. Miała bliską Kuzynka, która zauważyła, że coś jest nie tak. Wspierała, ją jak potrafiła. Na co dzień ubierała różne maski, które już ją męczyły, bo ileż można grać. Nikt nie był w stanie odróżnić, którą maskę ubierała.
Było jej ciężko, tak naprawdę nikt jej nie rozumiał, nie wiedział co siedzi w jej głowie. Problemy ze snem, koszmary, czujność, lęk, zmęczenie, brak koncentracji, etc, zaczęły się nasilać. Nie chciała tak żyć bez chęci do życia i czegokolwiek w padając ze skrajności w skrajność. Wiedziała, że musi coś zrobić, bała się, wstydziła. Czuła wstyd, poczucie winy, lęk, upokorzenie, pustkę, żal, złość. Wiedziała, że coś musiała zmienić...

Nasza bohaterka zmagała się ponownie z depresją. Z zewnątrz nie wyglądała, że coś się z nią dzieje. Leki pozwalały jej funkcjonować, chociaż była to chwilowa forma zatamowania płynących emocji i przeszłości. Chorując na tą chorobę, chorzy często bardzo dobrze się maskują przed światem zewnętrznym, ale i przed sobą. Tak na prawdę w zaciszu domowym odgrywa się cała akcja.

W tym miejscu zapraszam Cię na kolejną część opowiadającą historię naszej bohaterki zmagającej się z depresją.

 

Zapraszam Cię na kanał YouTube

Tutaj moja tajna Grupa 

Mój FanPage 

Instagram 

Ściskam i ślę buziaki Aga:*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *