„Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”
Czym jest dla Ciebie dom?
Dla mnie jest miejscem, do którego wracam z utęsknieniem. Na które czekam jak najwspanialszą nagrodę.
W swoim życiu miałam niezliczoną ilość domów. Dom rodzinny, dom u wujostwa, domu u kuzynki, domy na wynajmowanych pokojach, dom w różnych miastach, dom w przeróżnych krajach.
Dwa razy w życiu miałam bardzo ciężko, kiedy musiałam opuścić dom. Pierwszy raz w wieku 16 lat musiałam uciekać z domu rodzinnego, a drugi raz kiedy zostałam wygnana z wynajmowanego pokoju. Te dwie sytuacje odcisnęły na mnie kolosalne piętno również w poczuciu bezpieczeństwa. Sprawiły, że tak naprawdę nigdzie nie czułam się bezpieczna.
Z biegiem czasu moim celem był zakup swojego mieszkania, aby odnaleźć swój kąt na ziemi i poczucie bezpieczeństwa. Z tyłu głowy miałam cały czas poczucie, żeby być ostrożną nie oglądać głośno tv, nie słuchać głośno muzyki, być grzeczną i ugodową, aby nikt mnie nie wyrzucił. Mimo, że na mieszkaniu, z którego zostałam wyrzucona w Boże Narodzenie byłam cicho i grzeczna to nie wiem dlaczego musiałam opuścić mieszkanie z dnia na dzień.
Wszędzie gdzie mieszkałam nie czułam się na tyle bezpiecznie. Z czasem poznałam obecnego partnera przez kilka lat wynajmowaliśmy kawalerkę i w końcu udało się nam kupić mieszkanie na kredyt. W prawdzie nie do końca własny kąt, ponieważ na kredyt, ale jednak swój kąt. Moje poczucie bezpieczeństwa wzrosło, bo wiedziałam, że nikt oprócz banku nie może nas wyrzucić. Super uczucie. Długo nie pomieszkaliśmy, bo zdecydowaliśmy się na wyjazd na Islandię z otwartym terminem ewentualnego powrotu. Znowu wynajmowane mieszkanie. Z tyłu głowy pojawiały się obawy jak to będzie, znowu wynajem, obcy kraj ludzie, język, kultura, reguły gry. Natomiast poczucie już miałam trochę inne, bo wiedziałam, że zawsze mam gdzie wrócić.
Zdałam sobie sprawę, że dzisiaj dom ma dla mnie znaczenie wielkoaspektowe. To nie tylko dach nad głową, miejsce odpoczynku, relaksu, zabawy i snu. Znalazłam dom w sobie. Ja sama, moje ciało, jestem domem dla mojej duszy i umysłu. To jaki prowadzę tryb życia, jakie wprowadzam zmiany, nawyki, pracę nad sobą, mój rytm jest czymś co mogę zabrać w większość miejsc na świecie. To powroty do siebie i bliskość z sobą sprawiają, że czuję się fantastycznie. To piękne i niesamowite uczucie.
Aczkolwiek zależy to od różnych okoliczności. Kilka dni temu wróciłam z Polski i niestety mało miałam możliwość życia jak żyję na Islandii. Duża ilość obowiązków, badań, spora gonitwa sprawiły, że zaczęłam się oddalać od siebie. Na pewno nie było to tak jak tego potrzebowałam. Wyjście z domu często przed 7 czy 8, a powrót 18, a nawet po 20 i później. Sprawiały, że doba stawała się za krótka. Zdaję sobie sprawę, że mogę zorganizować sobie czas tak jak tego potrzebuję, lecz nie zawsze coś zależy ode mnie. Wyjazdy są dla mnie sporym wyzwaniem i dość stresujące, jest to dla mnie spora nauka. Czasowo nie byłam w stanie żyć zgodnie z moim rytmem i chociaż bardzo chciałam to wybierałam priorytet, np. pójść spać o 22 lub medytować. Jedno i drugie szalenie ważne, ale jeśli wiedziałam, że rano muszę wstać o 4 lub 5 to wybierałam spanie. Sen jest najważniejszy, bez dobrego snu medytacja jest trudniejsza, trochę jak walka, zasypianie kontra nie zasypianie.
Nie mam zamiaru się katować i dążyć do perfekcji. Kiedyś przy moich zapędach zapewne tak by było. Na szczęście potrafię coraz częściej spojrzeć z lotu ptaka i po prostu odpuścić, zaakceptować. Nie zawsze jest łato uczę się i staram jak potrafię.
Czasami tak musi być, aby coś zrozumieć. I chociaż ogromnie doceniam to co mam i jestem wdzięczna, to mam porównanie jak się czuję w biegu, ciągłej zadaniowości, planowaniu każdego dnia co do minuty, a jak czuję się kiedy tego nie ma. Czułam się trochę jak w klatce. Z jednej strony radość spotkania z bliskimi, możliwość badań, możliwość zakupu tego czego nie mam na wyspie, a z drugiej strony myśli czy wszystko zrobiliśmy i minimalny kontakt ze sobą. Na szczęście takie wypady nie trwają długo. Każdy taki wyjazd będzie sprawiał, że dowiem się czegoś nowego, doświadczę czegoś innego. Zmienność jest szalenie potrzebna, wtedy doświadczamy życia, a nie agonii. Mamy możliwość doświadczania i nauki, porównania. Spojrzenie na siebie jak obserwator i docenienie naszych własnych potrzeb.
Dzisiaj rozumiem stwierdzenie, że „dom jest tam gdzie jesteś” dokładnie tak jest. Zmiana miejsca zamieszkania nie sprawi, że będziemy szczęśliwsi, przynajmniej nie zawsze. Z moich doświadczeń to chwilowe poczucie. To kolejny dowód, lekcja, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że uciekałam od siebie samej. Dom to bliskość, bezpieczeństwo, własne miejsce na ziemi, miłość, rodzina, przyjaciele, nasze wartości, akceptacja, prawda, bycie w tu i teraz, doświadczanie siebie i innych, obserwacja, uważność.
To moja definicja domu. A jaka jest Twoja?
Życzę Ci znalezienia swojego domu
Zapraszam Cię na kanał YouTube
Tutaj moja tajna Grupa
Mój FanPage
Pozdrawiam i ściskam Aga:*